środa, 31 lipca 2013

W maszynowni

W mieszkaniu mojej mamy powstała maszynownia. A ja zostałam obwołana "maszynowym dilerem".

Pojawiły się u nas egzemplarze dorównujące mi wiekiem, a nawet starsze. Sprawne są prawie wszystkie, ale przez wzgląd na mały metraż, tylko 5 sztuk stacjonuje w pokoju. Pokój ów w skrócie nazywamy zakładem, gdyż tam znajduje się wszystko, co potrzebne jest nam do szycia: maszyny, akcesoria, tkaniny, nawet manekin i działające radyjko. Nic tylko szyć! 


Pomarańczowy Łucznik mojej mamy. Od lat szyje i ma się dobrze :)


Zielony Łucznik, podrasowany, gdyż to był egzemplarz z napędem nożnym. Dodatkowo zamontowano żaróweczkę. Śmiga jak burza :)


Łucznik Kornelia... moja pierwsza, własna maszyna. Czasem mam ochotę ją wynieść do piwnicy i o niej zapomnieć, ale przydaje się przy ściegach dekoracyjnych :P


Moja maszyna nr 2, wytargana z komisu. Daje radę!!!


Czołg. Maszyna do zadań specjalnych. Filc czy grube warstwy tkanin klękają :)


Mini mini :) Przydatna i posłuszna maszyna :)



Kolejne Łuczniki otrzymane "po znajomości". Zapakowane oczekują w piwnicy lepszych czasów. Trzeba je odrdzewić i naprawić. 



Jak widać, ciasno się zrobiło w zakładzie. Po krótkiej konwersacji wyeliminowałyśmy z mamą słabe ogniwa i do piwnicy powędrowały 3 sztuki. Na stołach zostały pierwsze 4 maszyny goszczące w dzisiejszym poście i minilock. Nadal jest ciasno, brakuje miejsca do krojenia materiału (pokładamy się po podłodze) i regału  z półeczkami. Ale w końcu jest wszystko w jednym miejscu, pod ręką :) 

1 komentarz: